W środowisku konserwatywno-liberalnym narosło wiele mitów wokół katolickiej nauki społecznej. Są one tym większe, im mniejsza jest znajomość społecznego nauczania Kościoła. Zarzuca jej się wprowadzanie do katolicyzmu poglądów socjalistycznych, albo też twierdzi, jakoby przed ogłoszeniem encykliki “Rerum novarum” nauczanie Kościoła miało być inne, sprzyjające rozwiązaniom liberalnym. Tymczasem nurt ten był (i jest) niczym innym, jak próbą przełożenia tego, co Kościół głosił w wiekach wcześniejszych na warunki aktualne.
Nie jest moim celem, jako autora tego artykułu, przekonywanie nikogo do czegokolwiek prócz tego, by spróbować odrzucić głoszone w środowisku konserwatywno-liberalnym stereotypy i uprzedzenia, a w zamian zapoznać się z tym, co Kościół naucza i skąd biorą się różnice między postulatami gospodarczymi Kościoła a liberalizmu. Bądź co bądź, jeśli konserwatywny liberalizm ma być rzeczywiście konserwatywny, powinien respektować również konserwatywną część swojej autoidentyfikacji. Ta zaś swoją aksjologię czerpie z religii, którą w naszym, polskim przypadku jest przede wszystkim katolicyzm.
Oczywiście w relatywnie krótkim artykule nie da się przedstawić wszystkich aspektów, ani zrobić tego w sposób wyczerpujący, dlatego też postaram się poruszyć tu kwestie podstawowych instytucji, takich jak własność, a także przedstawić poglądy głoszone przez Kościół katolicki na aspekty potencjalnie najbardziej newralgiczne dla zrozumienia istoty tego katolicko-liberalnego sporu. Własność jako podstawa wolności
Pojęcie własności, przede wszystkim własności prywatnej to kwestia, która jednocześnie łączy i dzieli oba punkty widzenia. Wspólne będzie co do zasady pojmowanie roli własności w ustroju społeczno-ekonomicznym, różny będzie natomiast pogląd na dopuszczalność jej ograniczania.
Własność katolicyzm definiuje jako prawo do posiadania i używania danej rzeczy, wywodząc jej źródła z prawa naturalnego. Własność porządkuje życie ekonomiczne, a także czyni je bardziej efektywnym, ponieważ, jak pisał św. Tomasz z Akwinu, człowiek bardziej troszczyć się będzie o to, co należy do niego.
Potencjalne różnice mogą pojawiać się (aczkolwiek nie wydaje się, by były one nie do przezwyciężenia) przy rozumieniu celów własności. Liberalizm kładzie mocny nacisk na jej cel indywidualny, a właściciel ma prawo do użycia (ius utendi) oraz zużycia (ius abutendi) rzeczy. W tym drugim aspekcie katolicka nauka społeczna upatruje już pewnego nadużycia prawa własności. Jest to związane z tym, że rozróżnia ona cele własności pod względem indywidualnym i społecznym. Oznacza to, że człowiek powinien co do zasady wykorzystywać posiadaną własność nie tylko z pożytkiem własnym, ale również innych osób. Kwestię tę należy rozpatrywać przede wszystkim w kategoriach moralnych, ale mogą z niej wynikać określone postulaty norm prawnych, które w nieograniczone prawo własności będą ingerować. Stąd można wywodzić chociażby możliwość wywłaszczenia w przypadku ważnych celów społecznych.
Za nieuprawnione na tej podstawie możemy również uznać wykorzystywanie określonej przewagi (np. posiadanego faktycznego monopolu na rynku) do dyktowania zawyżonych, niesprawiedliwych cen, zwłaszcza w przypadku dóbr służących zaspokajaniu podstawowych potrzeb życiowych. W naszych obecnych realiach można się tu doszukiwać problemu windowania cen nieruchomości poprzez ich skupowanie w celach inwestycyjnych, przez co o wiele trudniejsze jest nabycie własności domu lub mieszkania w celu zaspokojenia potrzeby życiowej, jaką bez wątpienia jest posiadanie dachu nad głową. O ile liberalizm gospodarczy będzie tu dopatrywał się po prostu funkcjonowania mechanizmów rynkowych, które trzeba zaakceptować, katolicyzm będzie skłonny postulować wprowadzanie regulacji prawnych w celu zapobieżenia nadmiernej koncentracji własności w rękach ograniczonej grupy właścicieli.
Wartość pracy i ochrona jednostki
Nieco więcej rozbieżności możemy dostrzec w aspekcie dotyczącej wartości pracy, a także ochrony jednostki przed niesprawiedliwymi warunkami kontraktów. Aby prawidłowo prześledzić rozumowanie katolickiej nauki społecznej należy prześledzić przynajmniej pokrótce fundamentalne zmiany, jakie wprowadziła epoka rewolucji przemysłowej. Do tego czasu w ogólnym zarysie funkcjonował system cechowy. W systemie tym każdy rzemieślnik był przedsiębiorcą lub też do takiego statusu dążył będąc uczniem w warsztacie i zdobywając kolejne stopnie w zawodzie aż wreszcie docierał do stanu, w którym mógł samodzielnie wykonywać zawód oraz wchodził w posiadanie własności - własnego warsztatu. System ten dążył zatem do upowszechnienia własności prywatnej. Jednocześnie ograniczał konkurencyjność poszczególnych rzemieślników wychodząc z kompletnie odrębnego niż liberalizm założenia, a mianowicie, że w prowadzonej działalności chodzi nie tyle o maksymalizację zysku, co o zapewnienie każdej rodzinie środków do życia poprzez pracę. System cechowy (nomen omen) cechował się więc silnym interwencjonizmem, do tego stopnia, że zdarzały się odgórne ograniczenia liczby klientów, aby zapobiec sytuacji, w której inny rzemieślnik mógłby zostać pozbawiony możliwości zarobku. Jak można się domyślać, nie był to system pozbawiony wad, jednak pokazuje to jak bardzo różniło się rozłożenie akcentów od późniejszego, kapitalistycznego społeczeństwa.
Rewolucja przemysłowa łączy się natomiast silnie z upowszechnienie idei liberalizmu gospodarczego, który nie tylko stawiał na maksymalizację zysku, ale też był przeciwny wszelkim ograniczeniom stojącym pomiędzy poszczególnymi jednostkami na drodze do zawarcia kontraktu. Stąd też demontaż systemu cechowego, co z jednej strony bez wątpienia znacząco uwolniło inicjatywę gospodarczą jednostek, z drugiej też wygenerowało nowe patologie. Po pierwsze zamiast rzemieślników mieliśmy robotników, a więc kategorię zupełnie inną. O ile rzemieślnik był wykształcony w swoich fachu i docelowo miał stać się przedsiębiorcą, to robotnik był jedynie siłą najemną, mogąc zaoferować jedynie pracę swych rąk. Niewykształcone masy, migrujące ze wsi do miast znajdowały zatrudnienie w fabrykach, które oferowały im niskie zarobki oraz niskie standardy zatrudnienia. Ostatecznie na miejsce takiego robotnika czekała masa kolejnych kandydatów, on zaś, by przeżyć potrzebował zatrudnienia. Nie czekała go żadna ochrona prawna, mógł pracę stracić z dnia na dzień, natomiast przy głodowych pensjach nie miał możliwości w żaden sposób zabezpieczyć bytu swojego i swojej rodziny. Szybko więc stawał się w pełni uzależniony od fabrykantów, mogących mu zaoferować jakąkolwiek pracę. Nietrudno zatem domyślić się, że pierwotne założenie o równorzędności stosunków pracownika i pracodawcy oraz swobodzie zawierania umów było czysto iluzoryczne – w rzeczywistości przymus ten jak najbardziej istniał w sferze faktycznej.
Biorąc pod uwagę, że poruszamy tu również aspekt konserwatywny, należy zwrócić uwagę również na społeczne skutki takiego stanu rzeczy. Tworzyła się warstwa biedoty żyjącej z dnia na dzień, pracującej wiele godzin dziennie za marne grosze. Pracowali mężczyźni, pracowały kobiety, nierzadko pracowały również dzieci. Wyczerpująca praca fizyczna, krótki czas na wypoczynek i brak pieniędzy dewastowały życie społeczne. Ludziom tym groziła separacja od religii czy kultury, zaś łatwo dostępną rozrywką mógł stać się chociażby alkohol. Tak powstała warstwa ludzi, która nie miała zbyt wiele do stracenia, za to wiele do zyskania w przypadku rewolucji. Proletariat.
W takich właśnie warunkach kiełkują ruchy socjalistyczne, później również komunistyczne. Jednakże nie tylko rewolucjoniści dostrzegali problemy, bowiem również po stronie katolickiej pojawiają się liczne głosy i ludzie podejmujący działania. Są zarówno ci, którzy chcą problemy rozwiązywać przy zachowaniu liberalnego ustroju ekonomicznego, ograniczając się jedynie do dobrowolnych, społecznych akcji miłosierdzia, są też ci, którzy widzą konieczność wprowadzenia odgórnych regulacji redukujących narastające patologie. Ostatecznie stanowisko tych drugich znajduje swoje odzwierciedlenie w nauczaniu papieskim, przede wszystkim za sprawą encykliki “Rerum novarum” Leona XIII, wydanej w 1891 roku.
Warto jednak mieć na uwadze, że nie jest to dokument, jakby chcieli niektórzy, uderzający w przedsiębiorców, a biorący w obronę pracowników. Oczywiście to drugie jak najbardziej znajduje swoje istotne miejsce na kartach encykliki, natomiast całość jest ukierunkowana jednak bardziej na uporządkowanie relacji społeczno-gospodarczych, w których każda ze stron ma swoje oczywiste prawa, ale również obowiązki. Jakie zatem obowiązki ma pracodawca względem pracowników?
Przede wszystkim jest to obowiązek poszanowania godności robotników i układanie wzajemnych stosunków w taki sposób, aby te stosunki nie zamieniały się w nieomalże niewolnictwo. Powinni również zapewnić możliwość praktykowania religii, wypoczynku i czasu potrzebnego na obowiązki domowe. Wreszcie owocem tej relacji powinno być sprawiedliwe wynagrodzenie.
Jak definiować sprawiedliwą płacę? Leon XIII pisze, że “robotnik ma naprzód prawo do takiej płacy, która by zapewniała utrzymanie jemu i jego rodzinie”. A zatem, mógłby ktoś powiedzieć, należy “ustawą znieść ubóstwo”? Otóż nie.
Leon XIII jak najbardziej neguje tu zasadność przekonania, że sam fakt formalnie dobrowolnego zawarcia umowy czyni ją moralnie pozytywną. Papież słusznie wskazuje, że istnieje wiele czynników społecznych i ekonomicznych, które po stronie robotnika mogą tworzyć nacisk na akceptację niekorzystnych warunków, aby tylko zdobyć jakiekolwiek środki do życia. Pisze w dalszej części Leon XIII: “Robotnik pobierający płacę dość wysoką, by starczyła na zaspokojenie potrzeb osobistych i rodziny, żony i dzieci, jeśli jest rozsądny, będzie starał się być oszczędnym, usłucha rady, którą widocznie daje mu sama natura, aby gdy ograniczy swoje wydatki, coś mu jeszcze pozostało, i aby tak oszczędnością przyjść do skromnego majątku. Jak widać nie ma tu wizji żadnego szczególnego dobrobytu, jest jednak miejsce na być może skromne, ale godne życie z uczciwej pracy. To raczej niezbyt wygórowane oczekiwanie.
Czterdzieści lat później Pius XII poruszając to zagadnienie wymienia aspekty, jakie należy brać pod uwagę przy ocenie moralnej wysokości płacy. Nie jest to jedynie wyżej wymienione dobro pracownika i jego rodziny. Na uwadze należy mieć również dobro pracodawcy, a wreszcie, idąc za wspomnianym tu wcześniej społecznym charakterze prawa własności, także dobro wspólne. “Niesłusznym byłoby żądanie tak nadmiernych płac, żeby ich przedsiębiorstwo nie mogło dać bez popadnięcia w ruinę i – co za tym idzie – bez klęski dla samych robotników” (“Quadragesimo anno”). W nauczaniu tym objawia się myśl opozycyjna do idei walki klas – przekonanie, że ostatecznie pomyślność przedsiębiorstwa jest celem i dobrem wspólnym pracodawcy i jego pracowników i należy to mieć na uwadze.
W zakresie dobra wspólnego należy mieć natomiast na względzie, by wysokość zatrudnienia nie skutkowała wzrostem bezrobocia – co mogłoby się stać, gdyby zbyt wysokie płace już zatrudnionych pracowników hamowały rozwój przedsiębiorstwa, umożliwiając przyszłe zatrudnianie kolejnych (lub odwrotnie, zbyt niskie płace odstręczały od podejmowania zatrudnienia).
Warto zatem rozpatrywać kwestię sprawiedliwego wynagrodzenia w pełnej perspektywie, zauważając, że jednak nie chodzi o zaprowadzenie ustawowego dobrobytu, co więcej mocny akcent położony jest na gospodarność i oszczędność w celu ekonomicznego zabezpieczenia bytu, nie zaś umożliwienia dostatniego życia w modelu daleko posuniętego konsumpcjonizmu.
Ochrona praw pracodawcy i dobro przedsiębiorstwa
Jeśli jednak katolicka nauka społeczna nie bierze w obronę jedynie praw pracowników, to jak wygląda kwestia po drugiej stronie? Przede wszystkim obowiązkiem pracownika jest wywiązywać się z podjętej pracy rzetelnie i sumiennie. Krytycznie papiestwo odnosi się również do strajku jako takiego, każdorazowo upatrując w nim szkodę dla przedsiębiorstwa, a zatem pośrednio dla dobra wspólnego. Dlatego wskazuje się tu na konieczność uprzedniego rozwiązywania drażliwych spraw, czy to drogą dialogu, czy to ustawowo, jeśli zachodzi taka konieczność. Należy przy tym zaznaczyć, że kwestia ta dotyczy rzeczywistych problemów społeczno-gospodarczych. Zdecydowanie negatywnie postrzegany jest strajk jako forma nacisku na pracodawcę w celu wymuszenia dogodniejszych dla pracownika warunków zatrudnienia (z oczywistym wyłączeniem sytuacji, gdyby warunki te były rzeczywiście niesprawiedliwe).
Inicjatywa prywatna jako podstawa rozwoju gospodarczego
Tym, co bez wątpienia jednoczy katolików i zwolenników liberalizmu gospodarczego jest przekonanie o inicjatywie prywatnej jako istotnej sile napędowej ekonomii. Wspomniana już własność prywatna stawiana jest tu przez Kościół jako podstawa systemu ekonomicznego, jednym zaś z argumentów za nią przemawiających jest fakt, że człowiek posiadający coś na własność lepiej będzie o to dbał, a także wykazywać będzie inicjatywę, by ten stan posiadania poprawić. Gdy własność ta będzie dotyczyć przedsiębiorstwa, siłą rzeczy będzie się to odbywać z pożytkiem dla dobra wspólnego.
Jednocześnie swoboda tej inicjatywy nie jest nieograniczona. Dostrzega się tu zgubny aspekt wolnej konkurencji, gdy rywalizujące przedsiębiorstwa zaczynają prowadzić ze sobą wojnę na wyniszczenie – upadek przegranego musiałby nieuchronnie odbić się na sytuacji ekonomicznej zatrudnionych tam pracowników. Dlatego też dopuszcza się w tym zakresie interwencję państwa, w celu zapobiegania tak bezwzględnej konkurencji.
Daniny publiczne i system świadczeń socjalnych
Zasadniczo Kościół nie jawi się jako szczególny zwolennik państwa opiekuńczego - jego postulatem jest stworzenie takiego ustroju społeczno-ekonomicznego, w którym głowa rodziny będzie otrzymywała wynagrodzenie pozwalające utrzymać rodzinę, z czasem dochodząc również do nabycia pewnej własności zabezpieczającej byt, oczywiście zakładając roztropne gospodarowanie majątkiem. Zdając sobie sprawę z ułomnej natury człowieka Kościół postuluje tu wprowadzenia odpowiednich rozwiązań legislacyjnych lub też, jak sugerował Leon XIII, a czynił wprost Pius XI, rozwiązań o charakterze związków korporacyjnych, grupujących ludzi danego zawodu i regulujących życie zawodowe. Niezależnie od stosunku liberałów do korporacjonizmu, czy interwencjonizmu państwa w sferze ekonomii jako takiego, należy pamiętać, że każdorazowe naruszanie prawa do sprawiedliwej płacy kwalifikowane jest pod względem moralnym jako zło.
Tym, co natomiast bez cienia wątpliwości powinno przypaść do gustu zwolennikom nieskrępowanej ekonomii jest stosunek katolickiej nauki społecznej do kwestii podatków. “Nie ustawa ludzka, lecz natura dała człowiekowi prawo własności osobistej, władza publiczna nie może go zatem usunąć, lecz tylko może używanie jego ograniczać i godzić z wymogami dobra powszechnego. Państwo działa przeto wbrew sprawiedliwości i ludzkości, jeżeli tytułem podatków z dóbr prywatnych więcej zabiera niż to słuszne”, pisze Leon XIII w “Rerum novarum”. Oczywiście nie ma tu skonkretyzowanych limitów opodatkowania, bo encyklika papieska nie jest ustawą gotową do implementacji. Można jednak domniemywać, że ilość i wysokość różnych danin i podatków, która sprawia, że ojciec nie jest w stanie ze swej pracy wyżywić żony i dzieci, a gospodarując roztropnie nie dochodzi do posiadania własności, stanowi niesprawiedliwy poziom opodatkowania.
Podsumowując zatem całość - ustrój proponowany przez katolicyzm musi być oparty na własności prywatnej, gospodarce rynkowej oraz prywatnej inicjatywie, bo sprzyja to ogólnemu rozwojowi i poprawie warunków życiowych. Każdy jednak z tych aspektów podlegać powinien nadzorowi i dopuszcza się interwencję wówczas, gdy korzystać mieliby jedni ze szkodą dla drugich. O ile teoretycznie więc nieskrępowany wolny rynek jest pod względem moralnym neutralny, bo jest to jedynie narzędzie, to jednak już sama ułomność ludzkiej natury każe przyjąć postawę pesymistyczną, owocującą koniecznością zabezpieczenia praw słabszych, które mogłyby stać się łupem silniejszych. Pogląd natomiast, w którym celem życia gospodarczego społeczeństw jest nie tyle zabezpieczenie potrzeb, co bogacenie się samo w sobie należałoby uznać co najmniej za odległy od tej nauki.